Alkohol. Tylko dla pełnoletnich

10 października 2016

Kiedyś to było piwo, czyli o piwie z sentymentem

Wzięło nas na wspominki i sentymenty, o czym tak się rozmarzyliśmy? O piwach oczywiście.

0

Kto z nas nie spotkał się ze stwierdzeniem: kiedyś to były piwa…”? Z sentymentem tęsknimy za ulubionymi rzeczami. Za samochodami, ubraniami, kuchnią babci i za piwem oczywiście. Niektórzy nawet tęsknią za poprzednim ustrojem, ale zostańmy przy piwku i zobaczmy, jak smakował czar piwnych wspomnień.

KIEDYŚ TO BYŁO PIWO…

Mimo, że polski rynek piwa wciąż prze do przodu i obecnie możemy pochwalić się bardzo dobrymi trunkami, to są tacy, dla których dawne piwa miały w sobie coś wyjątkowego – to czar wspomnień. Ten walor jest tak mocny, że może rywalizować z najlepszymi chmielami, najrzadszymi drożdżami i najcenniejszymi dodatkami. Nijak uda nam się przekonać kogoś do najlepszego rzemieślniczego piwa, jeżeli ktoś na szali postawi sentymenty. Ten smak, ten zapach  – nic nie może się równać z “tamtym” piwem, wspominają piwosze. I trudno tu dyskutować. Bo nawet najznamienitszy kucharz nie zrobi takiej szarlotki, jaką robiła babcia. Z chęcią poczęstowalibyśmy wszystkich, którzy tęsknią za smakiem dawnego piwa. Ale niestety nie jest nam to dane. Tęsknimy nie tylko za smakiem, ale i za okolicznościami, w których piliśmy. Wakacje ze znajomymi, niezapomniane lato czy huczny Sylwester. A na jakie piwne wspominki nam się wzięło? ;)

1a

 ACH TEN PILSNER!

Taki niepowtarzalny smak, związany ze wspomnieniami i okolicznościami, ma dla nas czeski pilsner. Każdy, komu dane było spróbować czeskiego pilsnera „U fleku” czy u „U Zlatego Tigra”, czy w innej kultowej hospodzie, ten wie, że nie ma nic lepszego. I niech schowają się Belgowie, Anglicy i Amerykanie, bo nic tak nie smakuje, jak czeskie piwo w tradycyjnej hospodzie. Jednakże, coś tu nie gra.

a2

Kilka butelek zabieramy do domu, by znów poczuć się, jak w ojczyźnie Krecika. Chłodzimy je, otwieramy piwo i… jednak czegoś brakuje. Nawet przywieziony z Czech kufel nie przenosi nas z powrotem do gospody. Brakuje drewnianych ław, zapachu piwnicznych ścian, ozdób na ścianach, urodziwych kelnerek i niepowtarzalnej atmosfery, którą, nawet jeśli jakimś cudem byśmy zamknęli w słoiku, to i tak ona szybko wyparuje. Sale do oceny sensorycznej żywności są zazwyczaj białe, nie znajdziemy na nich żadnych emocji, energii i wrażeń. Dlaczego? Bo każdy element na ścianie może przynieść nam do głowy piękne wspomnienie i odmienić smak spożywanego produktu.

KOCHAMY GO JAK IRLANDIĘ

Miłością szczerą darzymy Guinnessa. Ale zaraz, zaraz, przecież po Guinnessa wystarczy się przejść do supermarketu. Racja, to ciemne piwo dostaniemy niemal na całym świecie. W puszce, w butelce, a nawet w beczce. Wydaje się, że trunek produkowany na taką skalę powinien smakować wszędzie tak samo. Nic z tych rzeczy. Tak jak z szarlotką, o której wspominaliśmy na początku, takie przykłady możemy wymieniać w nieskończoność – schabowy u mamy, ryba nad morzem, a nawet popcorn w kinie smakuje inaczej, niż ten jedzony w domu. Guinness zaś, najlepiej smakuje w irlandzkim pubie. Choćbyśmy nawet sprowadzili rodowitych Irlandczyków do baru, skopiowali wystrój co do jednej podkładki do piwa, to i tak nic to nie zmieni. Jesteś w Irlandii? Musisz skosztować ich piwnej chluby.

a4

Czy zatem smak tkwi w naszych głowach? Wygląda na to, że mamy do czynienia z szóstym zmysłem, kiedy oceniamy smak piwa. Potrafimy rozmarzyć się przy pierwszym łyku i przywołać wspomnienia, ludzi, słowa i obrazy. Strasznie sentymentalnie się tu zrobiło, ale od czasu do czasu można!

A jakie są Wasze piwne wspomnienia i sentymenty?